Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/55

Ta strona została skorygowana.

któremu wszyscy się kłaniają. Zdaje się, że wracają czasy złotego cielca... ideały zaś są w pogardzie.
— Kto to, szanownemu panu powiedział? — odezwał się student — na jakiej podstawie przychodzi pan do wniosków krzywdzących młode pokolenie?
— Znam ludzi, panie, znam dobrze. Nie od dziś żyję na świecie, chleb z niejednego pieca jadłem, sfera moich obserwacyi była bardzo rozległa.
— Pan Mieczysław jest pessymistą — wtrącił niewidomy.
— O! wolałbym stokrotnie optymistą być... ale to co widzę dokoła usposabia mnie inaczej. Już nie wrócą się dobre dawne czasy, kiedy ludzie żyli nie dla marnego kruszcu, lecz dla idei, kiedy umieli poświęcać się jedni dla drugich, kochać się.
— A czy dziś nie umieją? — zapytał nieśmiało Kaliński.
Pan Winterblum spojrzał na starego leśnika z pewnem zdziwieniem, jak gdyby chciał zapytać, jakiem prawem wtrąca się do rozmowy, wnet jednak przybrał słodko-kwaśną minę i rzekł, przymrużając oczy:
— Łaskawy panie, dyskusya w tym przedmiocie zaprowadziła by nas dalej niżbyśmy chcieli.
— Wszelkie wogóle dyskusye psu na budę się nie zdadzą — rzekł rubaszny zawsze pan Hieronim — i lepiej jest doprawdy, zamiast próżno tracić słowa, zająć się tym oto szczupakiem, który przynosi zaszczyt naszej gospodyni. Co prawda, to prawda, takiej kuchni jak w Magdzinie w całej okolicy nie znajdzie.
— Kochany brat przesadza — odezwała się ciotka Józefa.
— Prawdę mówię szczerą, jak zawsze.
— W samej rzeczy — rzekł Winterblum — tu każda potrawa jest znakomita... Prawda? mój młody sąsiedzie?
Zapytanie to zwrócone było do Adasia. Mały człowieczek postanowił koniecznie wyciągnąć go na dysputę i wywołać gorętszą rozmowę, choćby sprzeczkę. Od pierwszego wejrzenia powziął do studenta szczególną nienawiść i postanowił mu dokuczyć w jakikolwiek bądź sposób. Radby go był ośmieszyć, przedstawić w najgorszym świetle, po prostu uniemożliwić w tym domu. Patrzył uważnie na Anielcię i wyobraził sobie, że w spojrzeniach jej od czasu do czasu na Adasia rzucanych, dostrzega coś, czegoby widziéć nie chciał, jakieś iskierki, z których płomień z czasem powstać może. Wiedział, że z takim rywalem, za którym przemawia uroda, młodość, życie tryskające ze źrenic, porównania wytrzymać nie może, przeczuwał, że pojawienie się jego pod tym dachem, zburzyć może plany, tak szczegółowo, pracowicie obmyślane. Student siedział naprzeciw panny Anieli, mogli patrzéć jedno na drugie, mogli z sobą rozmawiać, jeżeli nie ustami, to wzrokiem, a młodzi bez użycia słów tak wiele powiedziéć sobie potrafią.
Powtórzył zapytanie.
— W kłopocie jestem — odrzekł Adaś — jak mam na to szanownemu panu odpowiedziéć.
— A to dlaczego?
— Nie znam się na tem.
— No, proszę... to dziwne.
— Owszem, zupełnie naturalne. Jestem młody i zdrów, co jem to mi smakuje, bez względu czy to chleb suchy, czy jaka zbytkowna i wykwintna potrawa. Na studyowanie gastronomii, ani czasu, ani sposobności nie miałem.
— Aha, oddasz się więc pan tej sztuce w przyszłości?