Mówiąc to zarumieniła się, wstyd jej było, że nie zwalczyła przeszkód, że nie zdobyła się na tyle silnej woli i energii, ażeby ojca z pod wpływu obcego człowieka wyzwolić. A doszło już do tego, że ten obcy, tak na pozór cichy i spokojny człowieczek, całym Magdzinem rządził. Wszystko działo się według jego woli. Nie objawiał jej wprawdzie głośno, nie manifestował na zewnątrz, jednak wszyscy domownicy wiedzieli, że on tu jest jedynym i absolutnym panem. O najmniejszą rzecz zasięgano jego rady, która właściwie była rozkazem. Pan Hieronim był tych rozkazów najposłuszniejszym wykonawcą, a sam dziedzic nicby nie przedsięwziął bez porady nowego przyjaciela. Kalińskiego prawie zupełnie odsunięto, pozwolono mu wegetować w lesie i patrzano krzywo, gdy się na folwarku pokazał. Bolał nad tem stary oficyalista, tyloletni nie sługa, lecz przyjaciel domu, ubolewał, wzdychał, lecz nic nie mówił.
Ma się rozumiéć, że o wyjeździe pana Ludwika na czas dłuższy, o kuracyi, bez rady, a właściwie bez zezwolenia przyjaciela, mowy być nie mogło, a przyjaciel ów kilkakrotnie dał się słyszéć ze zdaniem, że byłoby czynem barbarzyńskim i nieludzkim dla rezultatów wątpliwych, a nawet zgoła niepewnych, narażać człowieka na straszliwe cierpienia. Pan Ludwik akceptował to zdanie, a choćby nawet sądził inaczej, to nie mógłby posłuchać głosu przekonania własnego. Był w niewoli. Funduszów żadnych w ręku nie miał... a gdyby o nie poprosił, potrafionoby mu wytłomaczyć, że kassa folwarku pusta, kazanoby mu czekać i czekać bez końca.
Anielcia wiedziała o tych przeszkodach doskonale, ale postanowiła nieodwołalnie je zwalczyć. W jaki sposób to uczyni, jak postąpi nie wiedziała jeszcze, ale... postanowiła i ażeby się nie módz już cofnąć, wyciągnęła rękę do Adasia i rzekła:
— Przyrzekam panu, że najdalej za dwa miesiące będę w Warszawie z ojcem.
Na twarzy młodego człowieka ukazał się rumieniec radości.
— Wszak pozwoli mi pani — rzekł — być waszym przewodnikiem i opiekunem. Zaufania we mnie położonego nie zdradzę.
Skinęła tylko główką, gdyż pan Winterblum zbliżył się i dalszej rozmowie przeszkodził.
Był zły, bolało go, że Adaś rozmawia z Anielcią, że z oczu jej padają na niego przychylne spojrzenia. Dzieweczkę tę uważał już za swoją, zazdrosny o nią był.
Aż do chwili odjazdu Kalińskich nie odstępował Anielci, chodził za nią jak cień, zanudzał ją swoją rozmową. Dawała mu poznać, że wcale jej to nadskakiwanie nie uszczęśliwia, udał że nie rozumie; chroniła się do innych pokoi, czatował przy drzwiach dopóki nie wróciła.
Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/58
Ta strona została skorygowana.
LEŚNICZY.
OBRAZEK WIEJSKI
PRZEZ
Klemensa Junoszę.
(Dalszy ciąg.)