Strona:Klemens Junosza - Leśniczy.djvu/83

Ta strona została skorygowana.
LEŚNICZY.
OBRAZEK WIEJSKI
PRZEZ
Klemensa Junoszę.

(Dalszy ciąg.)

— O... o! nie strasz mnie napróżno... ja się tak łatwo nie dam zjeść w kaszy, niech spróbuje ze mną wojować, a zobaczymy, kto mocniejszy. Nie z takim miewałem już do czynienia i ostatecznie zawsze wychodziłem zwycięzko. Powiadasz o jakichś tam szczegółach mojej biografii. Zapewne! Szczegóły mogą być nieprawdziwe, mogę im fałsz zarzucić.
Twarz pana Mieczysława wcale tej pewności siebie nie zdradzała; znać było na niej obawę i niepokój, pan Hieronim popatrzył na niego uważnie, wzruszył ramionami i rzekł:
— Jak chcesz. Rób, co ci się podoba. Siedź tu, albo wyjeżdżaj, twoja wola. Co do mnie, już powzięłem postanowienie. Nie będę czekał, aż pan brat powróci po konferencyi z Kalińskim, podziękować mi za pracę w Magdzinie; wolę podziękować pierwszy i wycofam się wpierw niż on powróci, ty zaś, jak powiedziałem, uczynisz jak ci będzie najdogodniej. Zostań, czekaj, konkuruj, a na wesele mnie zaproś, przyjadę. Ja lubię takie widowisko ciekawe.
Tegoż dnia jeszcze, od Żydka, który z polecenia pana Hieronima wszystkie kroki Kalińskiego śledził, nadszedł list, pełen najgorszych dla pana Mieczysława wiadomości. Pokazało się, że cichy i małomówny leśniczy, człowiek który, jak się zdawało, pięciu zliczyć nie potrafił, doskonale radził sobie w dużem i obcem mieście i przy pomocy sprytnego agenta odgrzebywał wszelkie sprawki pana Winterbluma i zaopatrywał się w różne przeciwko niemu świadczące dowody, nie żałując na to pieniędzy i zachodu.
Pan Hieronim, przeczytawszy list, oddał go małemu człowieczkowi.
— Dowiesz się ciekawych rzeczy — rzekł z ironicznym uśmiechem.
Winterblum zgrzytnął zębami i pobladł, przekonał się bowiem, że sprawa jego jest bezpowrotnie stracona, że nie pozostaje mu nic, jak tylko opuścić conajprędzej tę okolicę.
— Pójdę za twoją radą — rzekł cicho.
— Najrozumniej postąpisz — odpowiedział pan Hieronim. — Wszystko zepsułeś, zmarnowałeś... teraz cierp.
— Ależ, człowieku, ja przecież w ten majątek pewien fundusz włożyłem, własne, krwawo zapracowane pieniądze, i bynajmniej nie mam zamiaru dać ich w prezencie twemu kuzynowi.
— Ha... czego to ludzie nie robią z wielkiej miłości — rzekł pan Hieronim, uśmiechając się złośliwie; — ofiaruj je pięknej Anielci.
— Proszę, przestań mnie dręczyć, czy jeszcze mało wycierpiałem w tym szkaradnym kącie? Poco ja przybyłem, poco? poco?
— No, nie rozpaczaj, pieniądze twoje są zahypotekowane; możesz je kiedyś odebrać, możesz egzekwować, w ostateczności możesz komu odstąpić.