Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

chologicznie bardzo łatwo daje usprawiedliwić. Jak wspomniałem już, mówiłem z Zakrzewskim w tej kwestji, ale miał inne przekonania.
— Mojem zdaniem słuszne.
— Z pozoru tak jest; wniknąwszy jednak głębiej, przychodzi się do wprost przeciwnego wniosku. Nieboszczyk dawał synowi mało, bo mu chciał zostawić dużo i źle na tem wyszedł, a jeszcze i w tem błądził, że dorosłego syna nie traktował jak przyjaciela, jak człowieka, nie badał jego przekonań i upodobań, lecz uważał go zawsze za dzieciaka, któremu się mówi: zrób to, idź tam...
— Eh, panie regencie kochany, zdaje mi się, że za gorąco bronisz sprawy tego latawca, a potępiasz naszego niegdyś serdecznego przyjaciela.
— Nie potępiam przyjaciela, gdyż ten działał w dobrej wierze i w najlepszych intencjach.
— Ale zawsze utrzymujesz, że błądził.
— Ludzka rzecz — któż wolny od błędu? a ileż błędów popełniamy w przekonaniu, że czynimy najlepiej?
Ksiądz zamyślił się.
— Smutne to sprawy — rzekł regent. — Oto naprzykład jest ojciec rodziny, poczciwy, zacny, pracowity, myśli tylko o szczęściu swoich dzieci i urabia sobie w mózgu pewien ideał szczęścia, ideał własnego pomysłu i nim chce uszczęśliwić swoich ukochanych; ale zapomina, że i ci ukochani sami sobie wyrobili także własne o szczęściu pojęcie i że ojcowski ideał żadną miarą do tych pojęć zastosować się nie da.
— Wynajdźże pan ogólną jakąś miarę i