Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

gubił się w domysłach, zkądby się one wziąść mogły. Ja widziałam sama te źrebaki, prześliczne, gniade.
— I cóż zrobiono z niemi?
— Paradna jesteś, naprawdę! Cóż się robi ze źrebakami ujętemi w szkodzie? Zamyka się do pustej stajni, nie daje jeść i czeka się dopóki nie przyjdzie właściciel i nie wynagrodzi szkody. Tak też się stało. Pan Kajetan kazał je do stajni zapędzić. Ja domyślałam się czyja to zguba, bo w okolicy nie ma wiele pięknych stadnin, ale nie mówiłam nic. Zresztą wiecie, że nie lubię wtrącać się w nie swoje rzeczy! Żeby szło o cielęta, to prędzej, ale źrebaki to już do męzkiego gospodarstwa należą. Wyszłam na folwark i myślę, wtem, patrzę, pędzi ktoś konno, aż się za nim kurzy. Leciał, powiadam wam jak szalony! Dojrzał widać pana Kajetana, który był na polu tuż przy stodołach i prosto popędził do niego. Pobiegłam też i ja, nie z ciekawości, bo co mnie to miało obchodzić? tylko myślałam że się gdzie pali w sąsiedztwie i że przysłano ludzi na ratunek. Biegnę więc, aż mi tchu braknie, patrzę a to Grześ, stajenny od pana Stefana z Dębowej!
— Czy miał list? — zapytała z żywością Celinka.
— Tobie tylko listy w głowie! żadnego listu nie miał!
— Więc czegóż chciał?
— Pytał się pana Kajetana, czy nie zabłąkały się źrebaki. Naturalnie, pan Kajetan powiada, że tak, i każe chłopakowi żeby sobie zabrał źrebaki, ma się rozumieć bez żadnej zapłaty, bez pretensji... Nie miałam nic przeciwko temu, lecz pytam chłopaka: jakżeż tam pan Stefan, czy zdrów? przez grzeczność naturalnie, bo innego powodu nie miałam, a chłopak powiada, że nie wie czy pan zdrów, czy nie zdrów, ponieważ pana wcale nie ma!
Celinka i Mania spojrzały na siebie znacząco.