z domu wyruszyć, aby dobrych przyjaciół odwiedzić. Siódmy krzyżyk ma swoje prawa, pani dobrodziejko, przypomina ciągle o potrzebie wywczasu, wypoczynku. Nie bywam też już nigdzie prawie, do was zaś wyjątkowo tylko przyjechałem.
— Dziękujemy serdecznie, tembardziej, że potrzebowałyśmy w naszem opuszczeniu życzliwego słowa... pociechy.
— No, po to się też przyjechało, moje panie; nie martwcie się... bliższe kłopoty jakoś we dwóch, z poczciwym człowiekiem staraliśmy się zażegnać o tyle, o ile można było, a dalej co będzie zobaczymy — jak Bóg da — tymczasem do jakiegoś czasu możecie być spokojne.
— Jakżeż mamy dziękować? — szepnęła Celinka.
— Nijak, moja panienko, żadnych podziękowań nie chcemy; zrobiliśmy z regentem co nam powinność nakazywała, przez przyjaźń dla waszego ojca i przez życzliwość dla was moje panny. Obowiązek spełniliśmy — nic nad to.
— O! nie każdy go dziś spełnia, księże kanoniku — rzekła pani Karwacka wzruszona — dla tego w imieniu tych biednych sierot...
Ksiądz, pragnąc pochwał i podziękowań uniknąć, rozmowę w żart obrócił.
— Proszę! — rzekł — co mi to za biedne sieroty. Jedna już niedługo pójdzie na swoje gospodarstwo — druga tylko patrzeć także, kiedy każe ogłaszać zapowiedzi.
— To niby ja? — rzekła Mania.
Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.