Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

nek, jakie nas spotykają, trudno doprawdy wytrzymać...
— Więc wspierajmy się też nawzajem — rzekła Celinka, całując ręce ciotki.
— Wspierajmy, tak, wspierajmy!.. Ty mnie zawsze rozrzewniasz swem dobrem, łagodnem sercem, rozrzewniasz mnie, a ja tego nie lubię, bo i tak smutno na świecie...
Z temi słowy pani Karwacka szybko opuściła pokój, ocierając łzy nieznacznie.
Ta kobieta nie lubiła rozrzewnień, ani łez, a skoro jej serce wrażliwe, jak każde serce kobiece szybszem uderzyło tętnem, gdy powieki mimowolnie drgać poczęły, a silna wola nie mogła powstrzymać potoku łez, nagle cisnących się do oczu, wtenczas uciekała do swego pokoiku, kryła się przed ludźmi i płakała w cichości — w sekrecie.
Nie chciała bowiem, żeby ją kto o miękkie serce, o wrażliwość posądził. Zdawało jej się, że ją Pan Bóg na mężczyznę stworzył, więc wstydziła się uczuć delikatniejszych, znamiona pewnej słabości charakteru mających
I teraz zamknęła się w swoim pokoju, zamknęła drzwi na haczyk, żeby czasem kto niedyskretny nie dojrzał jej wzruszenia, i pewna że jej nikt nie widzi, dała folgę łzom, które popłynęły obficie.
Mania z Celinką pozostawszy same, pod wrażeniem rozmowy smutnej wciąż pozostawały.
„Wspierajmy się!“ ten wyraz brzmiał im ciągle w uszach. Wspierajmy się! powtarzały w myśli, i jakby prądem jakimś niewidzialnym popchnięte, padły sobie w objęcia, objęły się nawzajem i płakały wspólnie.
Mania pierwsza łzy otarła.