— Widzisz go, jaki mi swat! — rzekła Mania — ponieważ sam się żeni, chciałby już wszystkich do tego jarzma zaciągnąć.
— Nie przeszkadzajno, Maniu, czytajmy dalej.
„Są to plany odleglejsze nieco, teraz idzie o to, abyśmy Stanisława do zdrowia przyprowadzić mogli“...
— Do zdrowia? więc chory jest? czytaj no, czytaj dalej Celinko.
„Z przykrością wielką muszę ci donieść, droga panno Celino, że od kilku dni Stanisław jest chory, a jakkolwiek według zdania lekarzy, nie ma w tem nic groźnego, jednak w tym stanie puszczać się w drogę nie może. Bądźcie panie spokojne, rozciągnąłem nad nim wszelką opiekę. Sprowadziłem najlepszych lekarzy, a sam nie odstępuję go ani na chwilę. To właśnie jest powodem opóźnienia naszego przyjazdu. Czyż potrzebuję dodawać, że radbym w jednej chwili przywieść wam brata i odetchnąć świeżem powietrzem rodzinnej wioski, gdzie tak pięknie i dobrze, gdzie myśl moja nieustannie przebywa...“
Na tem kończył się list.
— Maniu — rzekła Celinka — ja w tem coś niedobrego przeczuwam. Stefan by nas nie straszył, gdyby cierpienie Stasia nie było groźnem.
Mania spojrzała na siostrę.
— Masz słuszność — szepnęła — dlaczego on wyraża się tak niejasno? Powiada, że stan nie jest groźny, a zarazem donosi, że wezwał najlepszych lekarzy. Po cóżby ich wzywał, gdyby niebezpieczeństwa nie było?
Pani Karwacka weszła do pokoju. Twarz jej miała zwykły wyraz, na bladych ustach błądził złośliwy uśmiech.
Zobaczywszy panienki, pochylone nad listem, zawołała z żywością:
— Co to? widzę, list macie? więc nareszcie szanowny pan Stefan zdobył się na ten akt wielkiego poświęcenia i raczył nadesłać list! Poszukajcież węgla i zapiszcie to wydarzenie w
Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.