Pani Karwacka wydobywszy okulary z kieszeni, list czytać zaczęła. Celinka tymczasem machinalnie przerzucała gazety.
Oczy jej błądziły po długich szpaltach dzienników, ale myśl była daleko.
Nagle drobna jakaś wiadomostka wpadła jej w oczy. Czytając ją, Celinka zbladła jak płótno i z przerażającym okrzykiem upadła bezprzytomna prawie.
— Co to? co to? — zawołała pani Karwacka.
— Mój Boże! Celinka zemdlała! — krzyknęła Mania.
— Biegaj prędzej po wodę!
Mania wybiegła natychmiast. Pani Karwacka usiłowała jak mogła ratować Celinkę.
Biedna dziewczyna oniemiała z przerażenia, blada jak płótno leżała na sofie, na którą ją ciotka przeniosła.
Zdawało się, że życie zupełnie w niej zamarło.
Usta dziewczęcia były blade, oczy przymknięte, nie oddychała prawie. Gdy Mania z wodą przybiegła, pani Karwacka zwilżyła czoło i skronie zemdlonej. Celinka otworzyła oczy...
Spojrzała dokoła wzrokiem błędnym prawie i spazmatycznym wybuchnęła płaczem.
— Co to jest? przez Boga żywego, co to? — wołała pani Karwacka.
Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.