Wybuch ten przeszkodził dokończyć frazesu.
— No, widzisz, jakaś spokojna! — mówiła ciotka, obejmującaobudwoma rękami główkę Celinki i składając serdeczny pocałunek na jej czole — taki spokój nie wiele wart, ale płacz, płacz, nie tamuj łez, niech płyną... to ulgę przynosi niezawodną, ulgę, jak cię kocham, Celinko... znałam wiele osób, które cierpiały bardzo ciężko, li tylko dla tego, że płakać nie mogły i że żal i gorycz trapiły je wewnętrznie, nurtowały, toczyły jak robak.
Celinka oparła głowę na ramieniu ciotki.
— Przebacz mi ciociu — rzekła — żem tyle przykrości i strachu narobiła, lecz nie miałam siły oprzeć się ciężkiemu wrażeniu. Wiadomość ta była dla mnie niby ogłuszający cios zbójeckiej maczugi... oszołomiła mnie zupełnie, odebrała przytomność. Bo też to zaprawdę rzecz straszna... osądźcie same. Gdzież jest ta nieszczęsna gazeta?
— Z temi słowy Celinka podniosła się i zaczęła szukać gazety w stosie różnych pism leżących na stole.
— O, patrzcie — mówiła — to jest jedna drobna wiadomostka... Czytaj, Maniu.
Mania wzięła gazetę do ręki i drżącym głosem czytać zaczęła.
„W tych dniach, na granicy Włoch i Szwajcarji, odbył się pojedynek, pomiędzy p. Z. Polakiem, a wicehrabią X. znanym z awanturniczego życia Francuzem, który już nielednokrotnie krzyżował szpady, lub wymieniał strzały pistoletowe dla zupełnie błahych przyczyn. Z owej „honorowej rozprawy“ Francuz wyszedł cało, lecz młody Z. otrzymał niebezpieczny bardzo postrzał
Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.