Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

— Daj to Boże! daj to Boże, szczerze sobie tego życzę, chociaż wątpię...
— A nie! panie regencie, nie wątpij, proszę cię. Wiedźcie moi kochani, że historja o marnotrawnym synu nie kończy się na biblji. Powtarza się ona w życiu bardzo często, na każdym kroku prawie.
— Tak i przypuszczaćbym rad, chociaż to różnie bywa na świecie.
— Święte słowa, złote słowa, anielskie słowa! — zawołał pocztmajster — ja, żebym tak miał ze sto włók, tobym się tak do nich przywiązał, aż miło. Jużby mnie ztamtąd nawet minami nie wysadził, chyba, żeby porządnie zapłacili.
— Nie wątpię o tem; to też i pan Stanisław, jak sądzę, zainteresuje się ziemią, na której mu gospodarować teraz wypadnie.
— Ja już coś wiem o tem — zawołał pocztmajster z miną tajemniczą.
— A co?
— Ja wiem, o wiem, że pan Stanisław bardzo się ziemią interesuje.
— Mówił panu o tem?
— Nie.
— Więc zkąd.
— Prosta rzecz, bo mi się pytał po czemu teraz płacą za włókę?
— Tyle tylko...
— Owszem, interesował się więcej jeszcze, bo nawet był ciekawy co do cen dzierżawnych, praktykowanych w okolicy.
— Czegoż to ostatecznie dowodzi — rzekł doktor — pytał się zapewne bez celu, ot tak, byle coś mówić, zanim się pański Maciek z za-