siana mi przysłał — od pierwszego słowa. Teraz rozumie się, że już siano djabli wzięli...
Pod oknem dała się słyszeć trąbka. Pan poczmistrz pobiegł do kancelarji, a jego małżonka pozostając wciąż pod wrażeniem świeżej wiadomości, odmówiła pacierz za duszę Zakrzewskiego i długo usnąć nie mogła.
Dopiero gdy już słońce zaglądać zaczęło przez okna, sen skleił jej powieki.
W tym samym właśnie czasie nadjechał do miasteczka pan Kajetan i zatrzymał się, aby nieco zmęczonym koniom dać wytchnąć. Depeszę postanowił wysłać z gubernialnego miasta, dokąd jeszcze kilka mil drogi miał jechać.
Ulokowawszy konie w żydowskim zajeździe, oczekiwał z niecierpliwością godziny siódmej, gdyż chciał się zobaczyć z regentem i jego rady zasięgnąć. Całe życie w obowiązku prywatnym spędziwszy, wypełniając zawsze wiernie i akuratnie zlecenia swego pracodawcy, pan Kajetan nie mógł wyrobić w sobie samodzielności i stanowczości zdania i zawsze zaradzić się kogoś potrzebował.
I teraz więc postanowił regenta nie mijać.
Kilka godzin oczekiwania wydawały mu się bardzo długiemi, chodził miarowemi krokami przed bramą zajazdu, coraz to na zegarek, to na słońce spoglądał — i z niecierpliwością targał swe siwe, zawiesiste wąsiska.
Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.