Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

bie wizyty, a nawet pan pocztmistrz dla bliższych swoich znajomych zaimprowizował herbatę z preferansem, ażeby mieć sposobność popisania się z najświeższą wiadomością wobec obszerniejszego audytorjum.
Nawet żydzi gromadnie zbierali się na rynku i przed sklepami, mówiąc o tym wypadku dnia, nawet pijany mieszczanin w szynku, ledwie mogąc obracać językiem, usiłował wytłumaczyć drugiemu, również pijanemu sąsiadowi, co to znaczy pojedynek i w jaki się sposób odbywa.
Pan Kajetan tymczasem pospieszał.
Dzielne konie biegły szybko po wyboistej szosie, mijały wioski i wioseczki, aż koło południa nasz podróżny dostrzegł już na horyzoncie rysujące się wieżyce gubernialnego miasta.
Kazał stangretowi jeszcze szybciej jechać i akurat, gdy zegar miejski godzinę pierwszą wydzwonił, znalazł się u celu podróży.
Odesłał człowieka z końmi do hotelu, a sam natychmiast do stacji telegraficznej pospieszył.
Po chwili elektryczność, na skrzydłach szybkich jak myśl, poniosła w dalekie strony pytanie, odpowiedzi na które kilka serc, trwożnie bijących, oczekiwało z upragnieniem i z obawą zarazem.
Siła, lotna i szybka jak myśl, poniosła zapytanie w dalekie strony — nie mogąc jednak, mimo lotności i szybkości swej, wyrazić nawet jednej cząstki tej trwogi, tego niepokoju, jakiego doznawali ci, od których pochodziło pytanie.
Celinka z Manią ciągle, bez ustanku wyglądały upragnionej odpowiedzi, nie miały one