Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nikt nie przewidywał katastrofy, mój panie, doktorzy robili nadzieję. Zresztą już się stało. Teraz cały dom jest na twojej głowie, spodziewam się też, że osiądziesz w majątku i będziesz pracował dla dobra sióstr.
— Zobaczę — odrzekł Stanisław — niechże przedewszystkiem dowiem się co tu jest do roboty.
— Ciociu — wtrąciła nieśmiało Celinka — przecież Staś dopiero co przyjechał, trzeba mu dać wypocząć po drodze. Chodź — braciszku — rzekła — pokój twój przygotowany oddawna, spocznij, nie spałeś przez noc całą.
Stanisław nie opierał się serdecznej prośbie, która miała właściwie na celu przerwanie rozmowy na drażliwe tory wchodzącej.
Celinka znała dobrze temperament ciotki i chciała odwrócić burzę na jaką się właśnie zanosiło.
Wyprowadziła też brata co prędzej, a sama smutna, milcząca, powróciła do bawialnego pokoju.
— Uśpiłaś już gagatka? — zapytała ciotka złośliwie.
— Położył się — szepnęła cicho Celinka.
— Szkoda! wielka szkoda! Trzeba mu było dać rumianku, obwiązać główkę, powypędzać muchy z pokoju, żeby biedaczek odetchnął po tyloletniej pracy! ho! ho! taki zmęczony Stasiunio! tyle lat biedaczek najpracowiciej łobuzował się po świecie.
— Ciociu! — rzekła Mania, podnosząc na nią z wymówką wielkie oczy.
— A cóż? ja nic! ja i owszem! niech tam gagatek śpi! ciotka mu usługiwać będzie — wy pył przed nim zdmuchiwać, a on! zrobi nam tę łaskę i — raczy spać.