Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie; ale mówił do mnie kilkakrotnie, wtedy nawet, gdy nie przypuszczał, że tak prędko umrze, że o rządcy i o wiernych sługach dzieci powinny pamiętać.
— Więc powiada pan regent, że testamentu nie było?
— Mogę pana zapewnić, że nie.
— Ale podobno gotówka jakaś została?
— A jakże, została... kilkanaście tysięcy rubli.
— Szukałem wszędzie... nie ma.
— Naturalnie że niema, ponieważ odesłana do banku.
— Któż się tak rozporządził? — zapytał kwaśno Stanisław.
— Drogi panie, tak się rozporządziło prawo. Obiedwie siostry pańskie są nieletnie, ja sam doradziłem, ażeby zażądano spisu inwentarza i tak się też stało. To jest w porządku, panie Stanisławie, grosz z tych funduszów nie zginie.
Pan Stanisław skrzywił się na to, regent zaś dalej rzecz swoją prowadził.
— Pan dobrodziej słuchałeś kursów prawnych? — zapytał.
— To jest... tak, trochę.
— Kodeks Napoleona nie jest panu obcy?
— O tyle, o ile...
— Dziwnie mądre prawo; doskonale broni interesów sierocych, z których grosza, szeląga ruszyć nie wolno.
— No, co do idealności tego prawa, to widzi pan regent, rzecz względna.
— Wszystko jedno... obowiązuje ono, to dosyć.