Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.

całe życie hołdował, i nigdy, nigdy nie odstępował od nich. Może pomiędzy wami z tego powodu wynikały pewne scysje, ale ja, jak powiedziałem, rzucam na to zasłonę. Nie chcę być sędzią w tej sprawie, mogę tylko uroczyście zapewnić, że najgoręcej waszego szczęścia pragnął i do tego wszystkiemi siłami dążył. Kochał on was, panie Stanisławie, serdecznie.
Pan Stanisław w milczeniu słuchał opowiadania regenta.
— Kochał was, powtarzam, bardzo kochał, a w tobie, panie Stanisławie, pokładał całą nadzieję i ufność, że pozostaniesz godnym jego następcą.
— Pod jakim względem?
— Pod każdym, kochany panie, pod każdym; on drogę wytknął i utorował, tobie tylko iść dalej owym szlakiem wypada. To jest główny punkt moralnego testamentu twego ojca. Nie zbaczaj z tej drogi, trzymaj się jej stale, a spełnisz najgorętsze życzenie ojca.
Pan Stanisław nie odpowiadał.
— Milczysz jakoś, panie Stanisławie — rzekł regent. — Czyżbyś mnie nie rozumiał?
— Owszem, ja to wszystko rozumiem.
— Więc?
— Ale, widzi pan regent, dokładne wykonanie tego co pan mówi, jest bardzo trudnem.
— Dlaczego?
— Oto naprzykład ojciec, jak panu wiadomo, gospodarzem dobrym był, a ja w tym fachu jestem nowicjuszem prawie.
— To rzecz mała. Obok takiego gospodarza, jak wasz pan Kajetan, nauczysz się łatwo, byle tylko dobrych chęci nie brakło. A trzeba panie koniecznie, trzeba gospodarować samemu, podnosić majątek, ulepszać, a ziemi trzymać się całą siłą, z rąk nie wypuszczać za nic, za żadne skarby, to także zasada, którą twój ojciec wyznawał, i dobra zasada.