— Może... nawet mam ten zamiar, gdyż siostry pańskie, na pogrzebie jeszcze, prosiły, żebym je odwiedził czasem.
— Więc czekamy — rzekł Stanisław, za kapelusz biorąc — a tymczasem do widzenia.
— Moje uszanowanie, moje uszanowanie, proszę załączyć ukłony siostrzyczkom i pani Karwackiej.
Nie zatrzymywał wcale gościa uprzejmy gospodarz, nawet z pospiechem niejakim zasówkę we drzwiach odsunął i wyprowadził gościa aż na ganek.
Pan Stanisław siadł do wolantu, ukłonił się jeszcze regentowi i rzekł do stangreta:
— Na pocztę!
Zniecierpliwione długiem oczekiwaniem konie, ruszyły z kopyta i niebawem wolancik zatrzymał się przed niepokaźnym domkiem, w którym mieścił się urząd pocztowy.
Pan pocztmistrz aż na ganek wybiegł.
— Panie dobrodzieju! moje uszanowanie! — krzyczał na progu stojąc — dubeltowe uszanowanie! — Jakiejże to szczęśliwej okoliczności mam zawdzięczać ten honor?
— Chciałbym list wyekspedjować, łaskawy panie.
— List!? sto tysięcy razy i owszem! prosty? rekomendowany? pieniężny? jaki pan dobrodziej każe, u nas to wszystko jak drut! leci jak po maśle, bez wytchnienia.
— Rekomendowany.
— Ślicznie, przecudownie! ja nawet bardzo lubię listy rekomendowane, jest to poniekąd moja słabość. Niechże pan dobrodziej będzie łaskaw siada, proszę, bardzo proszę.
Pan Stanisław usiadł na kulawym stołku i podał list.
— Do Drezna! jak Boga kocham do Drezna! wszak tak... Dresden to Drezno — i napisane recomandirt. Bardzo słusznie. Maniu! Maniu!
Na to wołanie ładna, siedmioletnia dziew-
Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.