Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

przy stole i zajęty był właśnie jedzeniem czarnej rzodkwi, której pełny talerz miał przed sobą.
Wizyta pana pocztmistrza zdziwiła poniekąd szanownego kapitalistę, po kilku jednak chwilach gospodarz stał się nader uprzejmym, podał gościowi krzesło i bardzo chętnie rozmawiać z nim zaczął.
W pół godziny potem pan pocztmistrz, wywijając laseczką, spieszył do domu, kapitalista zaś zawinąwszy rękawy od żupana, wziął maźnicę ze smołą i poszedł do szopy, gdzie zajął się smarowaniem dwukołowej biedki.

IV.

Słońce ku zachodowi się schylało. Ukośnemi promieniami wkradało się ono do ogrodu, przedzierając się przez świeżą zieleń drzew, złociło główki kwiatów, kładło się na trawnikach i kląbach.
A pięknym był ogród w Karczówce. — Piękne łączyło się z pożytecznem, a drzewom owocowym za ochronę od burz i od wiatrów służyły szumiące białe brzozy, klony, lipy, jesiony i świerki wysmukłe, których zieleń czarna prawie tworzyła kontrast z blademi listkami akacyj. Na szerokich trawnikach również rozrzucone malowniczo, wznosiły się grupy drzew i krzewów ozdobnych, a zgrabne, z białej brzeziny zrobione altanki, tonęły w zwojach dzikiego wina, powojów i bluszczów, zwieszających się w fantastycznych festonach.
Na ławeczce w szpalerze grabowym siedziała pani Karwacka z jakąś robótką w ręku, nieopodal Celinka z książką, a Mania narwawszy kwiatów w fartuszek, zabierała się właśnie do układania bukietu.
Pani Karwacka, jak zwykle, nie była w humorze.
— Przyznam ci się, Celinko — rzekła — że nie pojmuję, jak możesz prawie przez dzień cały książki czytać; szkoda i czasu i oczów, a po drugie powieści wogóle są dla młodych osób niewłaściwe.