Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Stefan tymczasem z ciotką konferował. Konferencja ta trwała dość długo, a przez ten czas ciotka gestykulowała żywo, z właściwem sobie zacięciem i ogniem.
Wreszcie młody człowiek schylił się i złożył na jej ręce pocałunek, a ona pocałowała go w czoło.
W tejże samej chwili zbliżyła się Celinka, niosąc koszyczek z robótką. Zbliżyła się do ciotki, która porwała ją w swoje objęcia i uściskała serdecznie.
Wkrótce wszyscy znaleźli się przy stole.
Rozmowa była bardzo ożywiona. Ciotka, która jeszcze ongi, za życia rodziców Stefana, bywała często w Dębowej, dopytywała się troskliwie o rozkład pokojów, o zmiany, jakie przez ten czas w owym cichym dworku zaszły.
— Żadnych a żadnych zmian, pani dobrodziejko — mówił Stefan — zaprowadzać nie śmiałem. Jak było za życia rodziców, tak i dziś jest. Obicia tylko nowe, mebelki odświeżone; a zamiast starego, rozstrojonego fortepianu, nowe pianino... oto wszystko, co poważyłem się zmienić, co zresztą było koniecznem. Mógłbym inaczej rządzić, ale dom mój rodzinny uważam niejako za świątynię, stare pamiątki cenię wysoko.
— Dobrze, słusznie pan robisz — zawołała ciotka — nie spodziewałam się tego po panu...
— Dla czego?
— Eh, mój panie, u was moda dziś inna; co stare, to na śmiecie, a nowe fatałachy górą.