Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

kne kwietniki, mała cieplarnia przybyła, a pod okienkiem pokoju, w którym jego przyszła miała zamieszkać, stanęły dwa klomby róż prześlicznych.
Jak w gospodarstwie tak i we wszystkiem Stefan był energiczny, lecz przytem konsekwentny, wytrwały. Szedł do celu spokojnie, bez rzucania się na bok, szedł drogą prostą, a zatem prawie zawsze cel zamierzony osiągał.
Była to natura prosta, szlachetna i silna, a przytem prawa i zacna. Celinka odgadła wartość jej sercem, przeczuła, iż w dobre ręce losy swoje składa i złożyła je z ufnością bezwzględną...
Dzięki uczuciu nowemu, które go ożywiało, Stefan był bardzo szczęśliwy, a że umiał dzielić swój czas doskonale i nic nigdy nie opuścił, więc też dnie upływały mu nader szybko, czas prawie niepostrzeżenie schodził.
Łagodny wieczór zapadał, już słońce za las się chowało, mroki wkradały się zdradnie, gdy Stefan z łąk do domu powracał.
Sianokosy tylko co rozpoczęto.
Na pięknych, równemi linjami rowów przerzniętych łąkach Karczówki trawa była przepyszna, gęsta, zwarta jak ściana. Górale na „nogach bocianich“, jak lud powiada, i nasi chłopi także kosami brzękali. Dwie kosiarki uwijały się też po łące.
Świeże, pachnące pokosy ciągnęły się w linjach równoległych, dalej stały gęste kopice, a jeszcze dalej, na samym skraju łąki, już się pokaźne stogi wznosiły.
Pachniało świeże siano, a robotnicy uwijali się raźnie.
Stefan na pięknym, gniadym koniu, ku domowi już wracał.