Strona:Klemens Junosza - Lekki grunt.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmawiali o okolicy, o sąsiadach, o stosunkach miejscowych, mówili też o ogólniejszych kwestjach krajowych i rolniczych.
Butelka wina znalazła się na stole i przyczyniła się nieco do ożywienia rozmowy. Stanisław ożywił się, opowiadał Stefanowi różne epizody z czasu pobytu zagranicą, opowiadał o życiu i zwyczajach miast różnych, a Stefan pytaniami, rzucanemi umiejętnie, umiał tę rozmowę podtrzymywać. Tak na przyjacielskiej gawędce kilka godzin zeszło. Noc już zapadła, księżyc do okien zaglądał, światła w chatach wiejskich pogasły.
— Mój Stefanie — rzekł nieśmiało Stanisław — mam ja też i prośbę do ciebie.
— Słucham cię uważnie i co sobie życzysz, to spełnię.
— Dziękuję ci też z góry.
— Ale o cóż idzie?
— Widzisz, ja muszę wyjechać koniecznie, za tydzień chciałbym być w drodze i mam zamiar dwa, trzy tygodnie zabawić, ale któż zaręczy, czy nie wypadnie pobytu tego przedłużyć...
— Chciałbyś nas na dłużej opuścić?
— Któż mówi, że chciałbym? lecz gdybym wbrew mojej woli zmuszony był dłużej pozostać, gdyby mnie za miesiąc naprzykład, jeszcze widać nie było, to proszę cię, miej oko na Karczówkę, zastąp mnie.
Stefan nie odpowiadał, tylko wzrok pytający w oczach Stanisława utkwił. Stanisław oczy