Strona:Klemens Junosza - Lublin.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.

Na siedmiu pagórkach malowniczych rozrzucony wygląda nasz gród macierzysty niby Rzym, a dzieciaki twierdzą że ma nawet kapitol swój i skałę Tarpejską... pierwszy na balkonie Trynitarskiej wieży — druga niedaleko na górce za Dominikanami. Ileż razy staczaliśmy się z niej, zepchnięci rękami rozbawionych chłopców swawolników...
Jest to temu lat X... babciami już zostały piękne panny ówczesne.
Za bramą Grodzką było niegdyś Ghetto, jak w Rzymie — teraz jest ono niby City londyńskie, fijołki nie kwitną obok handlu — tem gorzej dla... fijołków. Za bramą Krakowską, przed dawnym trybunałem pełno ludzi odzianych w długie szaty, zadumanych, chwilami poważnych, chwilami gestykulujących z ożywieniem niezmiernem. To wędrująca akademia prawna i talmudyczna. Jak ongi w Pumpadycie, albo w Suraz, albo przed gmachem wielkiego Synhedryonu w Jerozolimie, odbywają się na świeżem powietrzu takie dyskusye poważne, taka gimnastyka umysłowa, że niczem w obec nich Sorbona...
Z drugiej strony bramy Krakowskiej w blizkości magistratu, po lewej stronie Krakowskiego przedmieścia jest Giełda... wędrująca również jak akademia prawnicza, ale giełda... nie taka wpływowa jak w Berlinie, nie taka śpiąca jak w Warszawie, ale na Lublin akurat. Tu na szalach rozwagi finansowej oceniany jest przemysłowiec, rolnik, rzemieślnik, a nawet i taki biedak co nie mając ani fabryki, ani roli, ani warsztatu, pragnie jednak żyć i prowadzić operacye finansowe w granicach tak szczupłych, jak jego skromne dochody. Ta giełda stoi na swojem stanowisku wytrwale, wydepcze ona dziury w asfalcie, w piaskowcu, w granicie — i gdyby nie naprawiano chodników co roku, zagłębiałoby się w ziemię coraz niżej, niżej... aż do antypodów.
Dalszy ciąg Krakowskiego­‑przedmieścia, aż do Ogrodu miejskiego, to coś w rodzaju bulwarów... paryzkich, trochę w gorszym