zarobił trochę grosza; później rzucił się na większe, nareszcie, rozporządzając już groszem pokaźnym, stawiał się na licytacje i co lepsze majątki kupował. Szedł on niby w przedniej straży, a gdzie się tylko zatrzymał, wnet nadbiegała za nim gromada jego ziomków z rodzinami licznemi i budowała kolonje, w których rozlegała się mowa i pieśni niemieckie.
Zarudzie Sztern nabył bardzo tanio na licytacji; konkurentów nie miał, gdyż żydkom, którzy nibyto do kupna przystępować chcieli, dał jakieś odczepne i, postąpiwszy kilkadziesiąt rubli nad szacunek, stał się właścicielem.
Gdy Fryc wszedł do pokoju, pan Sztern wygodnie w fotelu rozparty, paląc fajkę, czytał jakąś gazetę niemiecką, w której znajdował pożądane wieści ze swoich stron rodzinnych.
Zobaczywszy wchodzącego młynarza, odłożył na bok gazetę i spojrzał na niego pytającym wzrokiem. Fryc, milcząc, wydobył zzanadrza paczkę pieniędzy i położył ją na stole, poczem obaj zaczęli pocichu rozmawiać, spisywali warunki umowy, około północy dopiero rozstali się. Pan dziedzic zamknął pieniądze w żelaznej kasie, a Fryc powrócił do młyna, zbudził chłopców, zboże na kosz zasypał i puścił wodę na koła.
Fryc bardzo mało sypiał; myśl dorobienia się, zebrania grosza, odpędzała sen z jego powiek. On pragnął, żeby młyn i grunt przyległy, i łąki zostały jego własnością.
Strona:Klemens Junosza - Młynarz z Zarudzia.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —