— Kupili? tak odrazu?
— Jo, jo.
— I las?
— Wszystko kupili! grunt, łąka, las, m y e raz będzie dziedzic. Jo, jo.
Wojciech splunął.
— Niedoczekanie wasze — cygany!
— Co wy gadać, co wy gadać? wy stara glupia chlop! My kupić, my dać pieniądz, my tu będzie siać i zbierać. My kolonje zrobić! My pieniądze dać, dużo dać i praca dać, dom stawić, dużo dom, dziesięć, dwadzieścia dom.
Wojciech nie słuchał dalej, odwrócił się i chciał odejść; młynarz pobiegł za nim, wołając:
— Pan Wojciech, pan Wojciech!
— No, co?
— Patrzyć Wojciech, ten wasz ląka wlazić w mój ląka.
— Toć w dworską, nie w waszą!
— Wlaśnie to teraz mój ląka; przedać pan Wojciech swój ląka, ja dać dobry pieniądz pan Wojciech, zaraz dać.
— Idź do starego psa, kartoflarzu! — krzyknął rozgniewany Wojciech. — Widzisz go, jaki mechanik!
Młynarz zaklął strasznie i, rzuciwszy pełne nienawiści spojrzenie, poszedł napowrót do młyna.
Wojciech powrócił do wsi zły, zagniewany, milczący. Gdy go dopytywano, czego się od niemca dowiedział, machnął niechętnie ręką i mruknął przez zęby:
Strona:Klemens Junosza - Młynarz z Zarudzia.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —