Strona:Klemens Junosza - Młynarz z Zarudzia.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.
— 32 —

— Wiadomo wam zapewne, że jestem człowiekiem słabego zdrowia...
— My nie doktorzy — odpowiedział Wojciech.
— Nie do tego się mówi, ale do tego, że naczczo i o suchem gardle...
— Prawda, prawda — potwierdził Mendel — pan jest delikatny... trzeba trochę spirytusu, a zaraz nabierze siły.
Dali flaszkę; doradca pociągnął z niej raz i drugi, poczem zaczął mówić:
— Wszystko jest głupstwo, wyprocesować można, choćby niemiec sto razy kupił i sto razy zapłacił...
— Ej panie, — rzekł Walenty — mnie się to jakoś nie widzi.
— Nie znasz się, człowieku, na prawie. Tobie się nie widzi, boś ciemny, a dla mnie rzecz to jasna, jak szkło. Czy to będzie łatwo, czy trudno, to inna rzecz i nie wasza, ale moja... Wy dacie pieniędzy, a ja zacznę pisać i kręcić.
— Toć jużeśmy dali i skutku do tej pory niema. Niemcy zrobili, co chcieli, a my cieszymy się tą obietnicą, którą nam pan dał...
— Czekajcie, czekajcie, — rzekł Mendel — na co dużo gadać... Wy tymczasem siedźcie cicho, a pan niech gada. On od tego jest, to jego fach...
— Ot, mądry żyd, rozumnie powiedział, — zawołał doradca, który po kilku kieliszkach pięknie poczerwieniał na gębie i żwawiej obracał językiem. — Ja wam tak radzę: wielką sprawę zdaj-