Strona:Klemens Junosza - Młynarz z Zarudzia.djvu/68

Ta strona została uwierzytelniona.
— 64 —

Niemowę nie długo trzymali w więzieniu. Sąd widział, że ma biednego szaleńca przed sobą i kazał, żeby go do szpitala oddano. Tak się też i stało; ale szpitalne wygody nie smakowały Jackowi, wolał widocznie ciągłą tułaczkę, wolał się włóczyć po polach i lasach... Przy pierwszej też sposobności uciekł.
Co prawda, nikt go nie gonił i do powrotu nie zmuszał, więc też biedny niemowa przywlókł się w swoje strony, bardziej jeszcze obdarty i wynędzniały, niż dawniej, ale uśmiechnięty, wesoły. Ktoś mu z litości dał starą sukmanę, to miał czem grzbiet okryć, a chleba w każdej chałupie dostał.
Fryc przepadł, jak kamień w wodę. Od czasu spalenia się młyna, nikt już o nim we wsi nie słyszał, przypuszczali ludzie, że go djabeł żywcem pochwycił i zabrał jak swego.


KONIEC.