i oskrobał twarz Maciejowi rzetelnie, że ani jednego włoska na kościstych i wyschłych policzkach nie zostało.
Syn i wszyscy domowi patrzyli na te przygotowania bez zdumienia, ale z nadzieją że się staremu polepszy, że się podźwignie z niemocy.
Prosili go żeby jadł, bo to najlepsze lekarstwo, podobno nawet synowa umyślnie nagotowała kapusty ze słoniną, ale Maciej jeść nie chciał, wody się tylko napił i legł na tapczanie.
W nocy, gdy już wszyscy usnęli, a przez okienko gwiazdy było widać, stary Maciej westchnął ciężko.
Było to jego ostatnie westchnienie.
Pies na podwórzu zaczął wyć żałośnie.
Widać zobaczył śmierć, która przez tyle lat za chłopem chodziła.
Zmogła go nareszcie, bo była silniejsza, bo jej Bóg miłosierny dał taką moc, że każde żyjące stworzenie pod jej panowanie podpada...