Strona:Klemens Junosza - Melancholiczne dumania.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.
XX.

O Niwo! szanujemy bardzo twe zasady,
Przyznajemy, że piszesz dla ludzi z pożytkiem,
Lecz „Kolców“ nie zaczepiaj — słuchaj naszej rady,
Albowiem zawsze ostro odprawimy z kwitkiem...
Nie wychodźcie poważni z nami na turnieje
Bo nasz organ nie walczy — lecz zawsze wyśmieje...

XXI.

Warszawiacy! Wam złota uśmiecha się dola,
Bo oto niezadługo przy święcie w ratuszu
Będzie i maskarada huczna i tombola
I szampan dla rozgrzewki i dla animuszu...
I dziwa nad dziwami w sali i w bufecie
I jednem słowem wszystko czego tylko chcecie.

XXII.

Na tej tomboli będą niesłychane cuda,
Bo za marną złotówkę wygrać będzie można
Jeżeli los dopisze i jeśli się uda
Serwis porcelanowy — pieczeń prosto z rożna,
Paczkę szpilek, zapałkę lub mebli garnitur,
Więc poprobujcie szczęścia... ad astra sic itur.

XXIII.

Najmilsi, niech to szczęście sprzyja wszystkim wiernie,
Co figurują u nas w liście abonentów,
Niech ich hojna fortuna obsypie niezmiernie;
Nie szczędząc kapitałów, ani też procentów,
I niechaj ci z wygranych na owej tomboli
Kolosalne majątki dorobią powoli.

XXIV.

Lecz i tombola przecież to tylko zabawa,
A przyrzekliśmy mówić o rzeczach na serjo...
Czy wiecie że już wkrótce nastąpi wystawa
Frywolitek, koronek, sukien z pasmanterją,
Będziemy podziwiali ustawione w rzędzie
Rzeczy, które niewiasta szyje, tka i przędzie...

XXV.

O zoilowie straszni, zajadli krytycy,
Którzy pracy niewieściej nie macie dziś za nic,
Zawstydzą waszą śmiałość w wystawie kobiecej
Damy — których próżniactwo szarpiecie bez granic,
I pokażą wam owe hafty i gipiury
Które tak pięknie robią cnych Warszawian córy...

XXVI.

Oh! bo córy Warszawy, to są śliczne dzieci
Mają swój wdzięk właściwy a nieporównany,
W oczach im niewygasły nigdy ogień świeci
A te oczy zabójcze niosą sercom rany.
Każda z nich strzela spojrzeń ognistemi blaski
I każda ma prawdziwy szyk, istnie Warszawski...

XXVI.

Choć nie są dziećmi barwnych łąk kwiecistych
A mają oczy barwy niezabudek,
Nie znają owych źródeł przezroczystych,
W których wesoły przegląda się dudek.
Lecz każda rośnie i kwitnie jak róża
W wilgotnej stancji ciemnej od podwórza.

XXVIII.

Chociaż w ich mowie są warszawskie błędy
Lecz i w tych błędach jest urok nie lada,
Gramatykalne porzuciwszy względy,
Przyjemnie słyszeć gdy dziewczę powiada,
Że saska kiępa i gięś z trawką w dziobie
Ku przyjemności służą i ozdobie...