W loży Nr. 6. znajdowały się tylko dwie osoby. Na pierwszym planie młoda, piękna, dorodnych kształtów dziewica o oczach czarnych, płomiennych, których ogień przecudownie odbijał przy łagodnym blasku złotych jasnych włosów otaczających jej głowę i ułożonych w misternych splotach, mogących przynosić zaszczyt perukarstwu i tapicerstwu krajowemu.
Poza tą blondynką z czarnemi jak węgiel oczami, siedział jakiś widocznie poczciwy starowina, oparł ręce na lasce, brodę na rękach i przymknąwszy powieki, zdawał się drzemać a może i drzemał ukołysany dzwiękami uwertury z Fausta, którą wyrzynało i wydymało kilkunastu muzykalnych polaków wyznania mojżeszowego.
Na paradyzie, chowając się za szerokie plecy kominiarza i niewązkie ramiona kucharki, stał młody człowiek z rozczochranemi włosami, gorączkowem wejrzeniem, coś niby Werther, niby Romeo, może potrochu Hamlet, w gruncie rzeczy zaś skromny pracownik miejscowej biurokracyi. Człowiek ten, jak fama mówiła, w dzień przepisywał raporta, w nocy tworzył sonety, a jeżeli w tych ostatnich forma przeważała nad treścią, to usprawiedliwić można gatunkiem papieru kancelaryjnego, na którym młody wieszcz próbował sił swoich...
On to wpijał się wzrokiem w śliczny profil panienki z loży N. 6. to znowuż badawczem wejrzeniem świdrował łysinę poważnego emeryta, jakby ją pragnął przebić i w zwojach mózgowych tego męża znaleść odpowiedź na ważne pytanie społeczne, czy córka radcy dworu może być żoną człowieka piastującego urząd przepisywacza — czy wolno mu podnosić oczy na tę, co posiada ów zachwycający uśmiech, owe czarne oczy i charakterystyczne dołeczki na twarzy. Czy wolno? O któż broni fantazyi jeździć na skrzydlatych pegazach, kto wzbroni sercu kochać nawet królowę Wiktoryę... nawet na siedemdziesiąt siedm zamków zamkniętą i przez siedmdziesięciu siedmiu rzezańców strzeżoną odaliskę padyszacha?... Marz, maż się... w idealnych świecie ile chcesz, pisz sonety i schnij... tkwij ciałem na paradyzie i rozkoszuj się duchem w lożach... ale nie schodź na ziemię, nie wdawaj się z rzeczywistością..
Lecz cicho, jeden akt Zbójców przeszedł w grozie tragicznej. Franz utrapił na śmierć starego Moora, zapadnięta kurtyna podniosła się na nowo...
Na środku sceny stoi pr. Ampilog — usta ma otwarte, w prawej ręce dzierży błyszczący ostry miecz burmistrza.... Publiczność drży,
Strona:Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu/10
Ta strona została skorygowana.