Strona:Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

teraz dopiero wyobraża sobie dokładnie czem włada ojciec miasta.. Zwolennicy reform administracyjnych marzą już o tem, aby dla zmniejszenia liczby przestępstw, owe straszne narzędzie nie kryło się jak fijołek w skromnéj skórzanej pochewce, ale żeby nieustannie błyszczało jak słońce...
Tymczasem profesor otwiera usta... przechyla głowę w tył; ostrze szpady zwraca ku podniebieniu... W sali głęboka cisza. Ćwierć łokcia miecza już w gardle... jeszcze kilka cali... wreszcie straszne narzędzie chowa się aż po samą rękojeść w kanał pokarmowy czcigodnego męża nauki.
Sześć dam zemdlało... piękna blondynka w loży N. 6. odwróciła głowę z wyrazem nieopisanego wstrętu... profesor wydobył szpadę z gardła, ukłonił się i wyszedł wśród ogłuszającego grzmotu oklasków...
Zaczął się piąty akt Zbójców.
Czarny charakter, znakomity zkądinąd artysta Piotr Kryminalski, rzucał się po scenie w konwulsyach, drżał, wywracał oczy, krzyczał a w artystycznym zapale przekręcał szyk wyrazów wołając...
„Danielu... czy słyszysz? Groby wyskakują z umarłych... zdaje się że całe królestwo morderców przebudziło się ze snu wiecznego i woła... umarły! umarły!
Ale któżby zważał na sens w obec piorunujących wrażeń akcyi i wściekłości dykcyi...
Piękna blondynka wpatrywała się w scenę.. oczy jéj nie odrywały się od niéj. Śledziła każdy ruch, każdy gest.. przypatrywała się nieszczególnéj Amalji, cierpiała z nią razem, a tak się przejęła sztuką, że nie zwróciła nawet uwagi na to, że czarna aksamitna suknia nieszczęśliwej kochanki Karola była prawdopodobnie przerobioną z pogrzebowego całunu nabytego na licytacyi zużytych efektów cmentarnych.
Dowiemy się później, że u pięknej nieznajomej zbudził się genjusz aktorski...
Młodzian z paradyzu nie mógł wyjść z podziwu; w sercu jego kipiało jak w samowarze, hydra zazdrości budziła się w nim... i myślał sobie:
..Co ona tam widzi? miałażby przenieść nad moję cichą poczciwą miłość, chwilowe zajęcie się tym komedjantem, co za marny grosz przewraca oczami i kłamane udaje uczucia. Nie — albo ona warjatka, albo ja szalony...
Skończyły się wreszcie wszystkie zbrodnie Moora, kurtyna zapadła. Kinkiety pogasły, a z teatralnego przysionka wysunął się sznur widzów, rozprawiających o wrażeniach, sznur ten ciągnął się po wązkich chodnikach niby olbrzymi wąż, ciągnął się, malał coraz bar-