— Otóż, rzekł siadając emeryt, uważa pan dobrodziej, mam córkę.
Czyż podobna?
— Podobna do nieboszczki matki jak dwie krople wody, zresztą panienka wykształcona, gra nieźle, śpiewa potrochu — otóż córka moja koniecznie zapragnęła wstąpić do teatru — powiada, że czuje w sobie powołanie.
— Czuje, powiada pan Dobrodziej.
— Zdaje się że czuje — i oto ja ulegając jej usilnym prośbom, przychodzę tu do pana aby zasięgnąć światłej jego rady i dowiedzieć się, czy to się na co przyda, czy nie?
Zanim dyrektor zdążył odpowiedzieć — dyrektowa zdążyła mu szepnąć do ucha..
— Bierz głupi, to najładniejsza panna w Odrzykrowiu, będziesz miał codzień spektakl.
— Co pani radziła mężowi, zapytał emeryt.
— Żona moja jak zwykle niechętnem okiem patrzy na obciążanie budżetu nowemi artystami — ale niech to pana nie zraża. Córka pańska zechce się pofatygować na próbę, bo przecież musimy naprzód poznać się z jej talentem...
— Dobrze to jest — ale cóż będzie potem?
— Jeżeli ma talent — to ją wystawimy zaraz w przyszłym tygodniu — pod mojem kierownictwem rozwinie się ta młoda osoba i przyniesie zaszczyt miastu, w którem wzrosła.
— A byt materyalny?
— Byt?! co też pan szanowny powiada — kobieta z talentem to ma byt jedwabny — aksamitny — złoty, powozami się rozbija — w atłasach chodzi, oprócz szampana nic nie pija — bo talent panie to Kalifornia.
— Zkądże znów ma być tak wielki talent?
— Zkąd? czy pan wiesz, zkąd wiatr jutro zawieje, weź pan Ristori, do dwunastu lat życia nie wiedziała, że ma talent — Modrzejewskiej ani się śniło że kiedyś będzie grywała po angielsku w Ameryce. Romana Popiel tak dobrze wrzeszczała w kołysce jak oto mój bęben, którego pani dyrektorowej niechce się kołysać. Talent, to panie, tak jak dachówka, spada z góry, a niewiadomo komu guza nabije, przechodniów dużo, a w łeb dostaje tylko jeden...
— Słusznie mówi nasz dyrektor, odezwał się tragiczny kochanek, blady jak śmierć angielska i blizko siedm stóp długi, słusznie mówi, rzekł, wstrząsając grzywą lnianą — bo któż zbada fatalne drogi przeznaczeń, a może córka pańska raz przystąpiwszy progi uroczej świątyni Talji niezechce już powrócić do
Strona:Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu/18
Ta strona została skorygowana.