Strona:Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu/24

Ta strona została skorygowana.

— A, pan Ignacy! zawołała podając mu rękę.
— Ignaś... kochane Ignasisko mówił emeryt, ocierając twarz czerwoną chustką — jużem cię też kupę lat nie widział...
— A bo proszę pana radcy, mamy teraz bardzo dużo zajęcia...
— Wiem ja to, wiem, mój drogi, służba to nie żarty, pensyi darmo nie dadzą, a kto chce awansu, musi albo mieć silne plecy, albo też dobrze fałdów przysiadywać — no chodź na górę, zjesz z nami talerz barszczu.
Nim ów barszcz podano, staruszek zdrzemnął się w fotelu, a młody człowiek zbliżył się do panny Laury.
— Wie też pani, po co przyszedłem?