Strona:Klemens Junosza - Modrzejowska z Odrzykrowia.djvu/46

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ OSTATNI.
Zawierający słów kilka o panu Wassermanie; uczciwym kapitaliście z Odrzykrowia.

Na przedmieściu w nizkim domku, w ciemnej stancyjce, okopconej i brudnej, paliła się na stole łojowa szabasówka, w mosiężnym lichtarzu.
Na łóżku spała stara żydówka, na ziemi dwie młode żydówki, pod piecem czworo drobniejszych dzieci, a w koszałce zawieszonej u pułapu na sznurach, kołysało się niemowlę.
Biała koza drzemała w kącie — a przy stole nad księgami grubemi, kiwał się starzec z siwą brodą, mrucząc jakieś niezrozumiałe wyrazy.
Może się modlił, a może też zmęczony pracą nad interesami, umysł chciał rozerwać trochę i wprowadzał go w ciemny, zawiły labirynt ksiąg kabalistycznych.
Była już godzina blizko dziesiąta.
Przedmieście spało. Gdzieniegdzie tylko jaśniały blade światełka, czasem pies jaki szczeknął, lub fura przejechała i znowuż była cisza.
Szybkie kroki dały się słyszeć przed domem Wassermana. Koza przebudziła się w kącie, bo ktoś ujął za klamkę i delikatnie zastukał. Stary Abram podniósł się zwolna i poszedł otworzyć.
— Co ja widzę — rzekł — pan Ignacy, w nocy, o tej godzinie u mnie...
— Tak, niestety, panie Wasserman, nie rozkosz mnie tu przypędza.
— Nu, a co?
— Potrzebuję pieniędzy.
— A kto to ich nie potrzebuje? ale pan nigdy nie potrzebował, pan zawsze odbierał całą pensyę, nie tak jak pańscy koledzy.
— Ja i dzisiaj nie potrzebuję dla siebie...
— Niech no pan siada, ja wiem, pan potrzebujesz dla staruszka... — to rzekłszy uśmiechnął się znacząco. Nu, to dobrze jest on sprawę przegrał, musi płacić, a on niema, a ona, ta panienka, także niema, a pan także nie ma, to bardzo sprawiedliwie jest. Co teraz będzie?
— Do pana to ja przyszedłem w tej sprawie. Dopomóż nam, weź jaki chcesz procent, żądaj ewikcyi, ale daj.
— A dużo?
— Trzysta rubli...