— Trzysta rubli. Drajhindert Kierbeł, to gruby pieniądz, na długo? — spytał po chwili milczenia
— Na rok.
— Długi termin... — i znowu milczał.
Ignaś zaczął dobywać z kieszeni jakieś papiery, z których wyjął stary zegarek antyk po ojcu, kilka pierścionków, broszkę i jeszcze jakieś drobiazgi, była to cała scheda po jego rodzicach.
— Co to warto? — zapytał.
Żyd powoli oglądał każdą sztukę, ważył ją w ręku, szeptał coś po żydowsku, nareszcie rzekł.
— Nu, to jest warte trzy tysiące złotych.
Na twarzy młodego człowieka malowała się radość.
— Więc dasz pan na ten zastaw?
— Ja panu nie dam na zastaw...
— Ha, trudno, lecz zrobiłbyś mi prawdziwą łaskę.
— O co panu idzie, kiedy ja panu dam bez zastawu.
— Ale jakaż w takim razie będzie ewikcja?
— Proszę pana, ja jestem stary żyd, handlowałem pieniędzmi przez pięćdziesiąt lat... zacząłem z dziesięcioma rublami, widziałem już różnych ludzi, i wie pan co, najlepsza ewikcya to jest uczciwość. Pan idziesz w pomoc staruszkowi, co on ginie, pan mnie oddasz.