bię złota, ja wprost mówię takim klientom: Idźcie sobie do dyabła, albo do Banku dyskontowego i nie zawracajcie komu głowy z precyozami!
Państwo się dziwią; ma się rozumieć, nie każda głowa bierze w siebie odrazu sam cymes interesu, a kto nie jest znawca, ten nie może zmiarkować, w czem jest smak i co ja lubię?
Co ja lubię? Ja nie lubię kosztowności, ja nie lubię te waryackie rowery z wydymaną gumą, nie lubię maszyn do szycia, ani luster, nie wezmę obrazu olejnego, choćby nawet był malowany czystą prowancką oliwą. Od takich interesów są specyaliści, ja zaś jestem taki specyalista, że bardzo lubię używaną garderobę.
To jest niezły interes — a dlaczego niezły? Bo tak...
Bywa czas dobry, bywa gorszy, bywa jeszcze gorszy, teraz właśnie jest gorszy — teraz ciężko żyć. Co najwyżej, można brać jeden procent na miesiąc, jeżeli odrobinę więcej, to najporządniejszy człowiek jest nazwany lichwiarzem, a co to jest jeden procent? To jest nic... Niby prócz tego można mieć trzy procent za przechowanie. Państwo się śmieją, a ja powiadam, że to jest także nic.
W magazynie są myszy, trzeba trzymać kota.
Czy taki łajdak mało kosztuje? To jest pażerne zwierzę, on jak zobaczy kość, to aż się trzęsie, a jeżeli go nie zamknąć na klucz, to zamiast łapać myszy i pilnować garderoby — on idzie na
Strona:Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu/129
Ta strona została skorygowana.