koncert zakatarzonych kotów, musiałbyś kupić lożę i przypomnieć światu, że masz żonę i córeczki: Kazię, Micię i Florcię.
Dziękuję Bogu jednak, że się to już skończyło, że odetchnę na wsi.
Co za rozkosz! Wieś, cisza, nie ma prawie nikogo. Willa, hamak i negliż!
Jak na pustyni, w cieniu palm... według wyrażenia Kazi, która ma talent do poezyi, prześlicznie maluje, a teraz uczy się wypalania na skórze...
Tak... ze strojami rozbrat stanowczy, biorę tylko po dwa negliże dla panienek... prześliczne, leciutkie, powiewne jak zefiry, no i dwa dla mnie, ubierane jedwabiem, strojniejsze.
Nie można się przecież zaniedbywać.
Mąż mówi, że za dużo tych fatałaszków. Jacy oni niewyrozumiali! Zdaje im się, że kobieta powinna chodzić w worku i przepasywać się sznurem konopnym.
Za dużo fatałaszków! a tu raptem: po dwa negliże, po dwie sukienki spacerowe, po dwie wizytowe i po jednej strojniejszej. Myślałby kto, że cały wagon sukien, a tylko po siedm, a że nas jest cztery, więc całej parady... ileż to? Cztery razy siedm... to mamy zaledwie dwadzieścia ośm.
Tak, trochę więcej niż dwa tuziny, no, do tego okrycia, parasolki, rękawiczki, kapelusze, naturalnie bielizna, pościel... przecież niepodobna
Strona:Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu/57
Ta strona została skorygowana.