bił, anim podział; jeno spożytkowałem, bo choć człowiek nie jest piśmienny, ale zawdy papier mu czasem bywa potrzebny...
Na co? A dyć czasem się człowiekowi kuczy, to radby papierusa wypalić, jako że fajki teraz niemodne... to się bierze garsteczkę tiutiuniu i kawałek papieru, ukręci się taką, nie przymierzając, kiszeczkę i jest rozweselenie w markotności, a gdzie ta papieru białego szukać, wycinało się i zapisany.
Eh, nie wielmożny panie, tego nie zrobię, ani we stodole, ani w oborze, ani w inszym budynku, ani nawet w chlewie; co inszego w polu, albo, na to mówiący, w chałupie przy kominie, jako że na taką przygodę jestem próbant, bo już widziałem, jak fornal całe obejście z dymem puścił...
Wielmożny pan pyta, gdzie była ostatnia moja służba? W Saganówce, u pana Wierzgajskiego.
Bez dwa roki u niego byłem, dobre panisko, jeno, że go okrutnie żydy obsiadły i bez to pieniędzy ma obrzednio. Ledwie dycha nieboraczek i pewnie z posiedzialności swojej pójdzie, bo się precz na niego odgrażają, że niby obdłużony jest i że komorniki mają Saganówkę sprzedać. Niech go tam Pan Jezus miłosierny ratuje, bo chudziaczek na ostatnich nogach stoi, a te się na niego zawzięły i precz go piłują.