bieckiego wypraktykowania nie mam... Ale pan Wierzgajski szafę otworzył, kielich gorzałki mi nalał i mówi znów: „Janie, nic się nie bój, będzie z ciebie dziewka lepsza, niźli te latawice, zębów nie szczerząca, przy studni nie wystająca, na tańce w karczmie nie ochotna, a co się tycze kobieckiego obrotu, też się nie bój, tyś zdatny, wszystkiego się domyślisz, a jakbyś czego nie potrafił, to cię Onufrowa, niby gospodyni, douczy, jako wypraktykowana we wszystkich babskich sposobach.“
Ja gorzałkę wypiłem, skłoniłem się panu grzecznie i powiadam: — „Skoro tak pan każe, trudno — niech się co chce dzieje, będę za dziewkę.“
O, wielmożny pan się dziwuje, jak sobie rady mogłem dawać. Bajki! krowy obrządzałem, doiłem, gotowałem kartofle dla gadziny, siekałem zielsko, Onufrowej pomagałem w kuchni, wszystko, co jeno potrzeba, robiłem.
Juści mi się trochę przykrzyło, to prawda, ale dla dobrego pana to się człowiek przemoże i wszystko ze szczerości serca uczyni... i byłbym jeszcze parę lat posiedział w Saganówce, ale nie mogłem sobie rady dać z dzieciakiem...
Maleństwo, samego w chałupie zostawić nie można, oddać na wychowanie duży koszt, familii po blizkości nie miałem, a Onufrowa też przy swojem zatrudnieniu nie mogła mi pomocy dać.