miast pieniędzy. Niech tate teraz powie, że tate nie jest Feniks?!
Tu ja już nie mogłem wytrzymać i także zacząłem się śmiać. Dalibóg, zdolne dziecko ze wszystkiego wyciągnie naukę, nawet z takiej zwyczajnej bajki!
Feniks! na moje sumienie Leoś ma racyę. Ja byłem już raz Feniks i byłem drugi raz Feniks. Ha! ha! ha!
Leoś zdolny chłopak, on to odrazu zmiarkował!...
Ach... cóż robić, każdy człowiek pracuje, jak może — ja robiłem w galanteryi. Miałem ładny sklep na Długiej ulicy.
Mnie szło. Był kredyt, był ruch publiczności, a gdy idzie, gdy jest u hurtowników kredyt, a w sklepie ruch, to dlaczego nie zbankrutować?
Ja tak się urządziłem, że towar zniknął, a w sklepie zostały same pudełka, potem czekałem, aż będzie termin wekslu wystawionego hurtownikowi. Termin przyszedł sobie, a ja poszedłem do Saskiego ogrodu sobie.
Mnie zrobili protest, ogłosili upadłość, chcieli sprzedać pudełka, ale ja mam delikatną naturę, ja im powiedziałem: Moje kochane wierzyciele, my się dobrowolnie ułóżmy i handlujmy spokojnie dalej, ja wam proponuję ośm kopiejek za ru-