towarzysz zabaw, wycieczek, partner winta... Konstanty Kopytkiewicz!
Źle mówię: Konstanty. Takim może on być dla świata, dla lokatorów, dla wszystkich, dla nas zaś jest to... Kocio.
Nie przerywajcie mi burzą oklasków, huraganem zachwytu, nie! Muszę wypowiedzieć to, co mam na sercu, bo uczucie kipi we mnie jak w kotle, jak lawa w wulkanie, jak... jak... no ostatecznie, dość, że kipi, a skoro kipi, to musi wydobyć się na zewnątrz, musi wybuchnąć płynącym z głębi serca okrzykiem:
Cześć zasłudze!
Panowie! Biografię kochanego Kocia skreślę w kilku słowach. Nie mając nic lepszego do roboty, urodził się w roku... po co daty? Już ukończył pięćdziesiąt..! I ja także skończyłem. I nie dość na tem, że się urodził, o! bo to nie wystarczyłoby dla zadowolenia jego ambicyi, on się wychował!... I nie przestając na tem, że się wychował, wszedł do pierwszej klasy, mając zaledwie może jedenaście, może dwanaście wiosen życia...
Tam go poznałem...
Panowie! niech mi nie będzie poczytanem za samolubstwo, bo skromność moja granic nie ma — ale, co to w bawełnę owijać! Podczas gdy ja jak lew walczyłem z łaciną, on spuszczał przed nią uszy pokornie, jak osioł. Daleki od próżnej chwały, to jednak mogę powiedzieć, że jego wyrzuco-
Strona:Klemens Junosza - Monologi. Serya druga.djvu/94
Ta strona została skorygowana.