puszcza je takim panom, co bardzo potrzebują, na 36%, 48%, a czasem na 60% — jak może. Tym sposobem jest doskonały ruch i doskonała kombinacya. Kto bierze ostatni — płaci procent łapserdakom, małym żydom, średnim, wielkim i nakoniec instytucyi. Niech-no mi Eiffel z dwoma Lessepsami, Reinachem i Artonem zrobią taką porządną Panamę! Nie ryzykuje się wiele, nie wykłada z kieszeni nic, a przekopuje się od razu setki tysięcy kieszeni i ciągnie z nich ruble, jak wodę.
Wierzcie mi państwo, ja nie jestem kosmopolita, ja kocham i proteguję wszystko, co krajowe, i ja mam racyę.
Chwalą, że za granicą wszystko jest lepsze, większe, mądrzejsze niż u nas, — ale to fałsz, to nieprawda. U nas wszystkie spekulacye są lepsze, każda specyalność wydoskonalona, doprowadzona do wielkiej akuratności — coś pikies fein...
Choćby na przykład ten mój dom na Dzielnej ulicy, co ja go nie dawno kupiłem, co to jest? Ktoby myślał, że dom, a to Panama, ale jaka Panama i ile razy Panama! On jest ładny domek, zbudowany bardzo delikatnie, wcale nie po grubijańsku, jak inni ludzie budują. On dał zaraz ładny dochód przy budowie. To, można powiedzieć, była taka ceglana, wapniana, drewniana, cementowa i blaszana Panama!
Strona:Klemens Junosza - Monologi.djvu/107
Ta strona została skorygowana.