Strona:Klemens Junosza - Monologi.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

ja pytałam między żydówkami, jakie są w Warszawie specyalisty? Powiadają: „pan ten,“ „pan ów,“ „pan trzeci,“ „pan czwarty,“ „pan piąty,“ aj, cały kahał tych specyalistów! Ja ich sobie zapisałam. W Warszawie stanęłam w Berlińskim hotelu na Nalewkach. Pierwszy hotel na cały świat. Ubrałam się w jedwabną suknię, w kolczyki brylantowe, w perły — i poszłam do specyalistów. Jak żyję, nie widziałam takich dzikich doktorów. Pan „ten“ wziął szkło, patrzył mi w oczy, kiwał mi palcem, kazał mi czytać litery... Nareszcie mi powiedział, że mam całkiem ładne oczy. Taki kobietnik! Wielka nowość! Temu 10 lat, wszystkie najpierwsze panowie w Lubartowie to samo mnie mówili, choć nie są specyalisty; dziś też nie potrzebuję się pochwalić, pani sama widzi, że ja mam całkiem ładne dwa kawałki oko... Oj, oj, oj... żebym ja tylko chciała, no, no... ale jestem nabożna; ja nie pozwolę sobie zrobić żadne rzecz, co choć trochę nie pasuje... to pfe jest! Ja poszłam do pana „owego,“ dałam jemu kilka rubli, a on krzyczy... Czego pan doktor krzyczy? On się pyta, czy ja słyszę, i zaczyna rachować: raz, dwa, trzy, cztery... „No, co mnie pan doktor uczy rachunku? ja lepiej potrafię liczyć niż pan...“ Wziął maszynkę, wsadził mi jedną rurkę w ucho, drugą, za przeproszeniem pani, w nos, a sam trzyma