Strona:Klemens Junosza - Monologi.djvu/199

Ta strona została skorygowana.

— Oh... panie!
— Tak, tak, droga pani. (Znowu mu droga! Żeby z piekła nie wyjrzał!) Nieboszczyk pani mąż już od kilku miesięcy cierpiał na nieuleczalną chorobę, na manię samobójczą.
— Dlaczego mi pan nie powiedziałeś tego od razu?
— Czyż mogłem przedstawić pani całą okropność położenia?! Na szczęście, samobójstwo jego uwolniło panią od nieszczęścia.
— O! doktorze!
— Żeby was milion kroć sto tysięcy! — ryknąłem, ale głos ducha nie wpadł do uszu wiarołomnej.
Pójdę do resursy.

. . . . . . . . . . . . . . . .

W resursie zwykłe towarzystwo... Zabierają się do gry... Mówią o mnie.
— Szkoda — powiada jeden, — wielka szkoda; zawsze przegrywał i płacił.
— Spodziewam się — odezwał się jeden z moich przyjaciół, — łatwo jest płacić z cudzego...
— Co pan mówisz?
— Powtarzam to, co mówi całe miasto...
— No? no? mówże pan!
— Wszystko, co powiadają o jego cierpieniach umysłowych, o rozstroju nerwowym, to farsa, wymyślona dla zamydlenia oczu ludziom.