— Czy wie droga pani — mówiła moja (no tak, juści moja) teściowa, — jakie śliczne koronki kupiłam na wyprawę dla Anielci?
— Więc pani Aniela pocieszyła się i wychodzi za mąż?
— Cóż ma robić drogi aniołek! Tamten waryat, bo chyba nie można go nazwać inaczej...
— A waryat, szaleniec, proszę pani.
— Między nami powiedziawszy, nie był on dobrym mężem, a nawet... co tu w bawełnę owijać!... był złym mężem: maltretował moją jedynaczkę, za wiele czasu przepędzał poza domem, upijał się, miał kochankę...
— Hm! ja słyszałam... nie wiem tylko, czy mogę pani to wprost powiedzieć...
— O, pani! wszak po takim łotrze wszystkiego spodziewać się można...
— A więc powiem, że miał aż trzy przyjaciółki.
— Ach! niegodziwiec! Ma szczęście, że już nie żyje, gdyżbym mu oczy wydrapała. Wie pani, że ja miałam przeczucie... Od pierwszego spojrzenia, jak tylko zobaczyłam tego jegomościa, domyślałam się, co to za ziółko. Dobrze, że go piekło pochłonęło nareszcie...
Z grzecznością dobrze wychowanego cienia ukłoniłem się szanownej teściowej i odszedłem.
Zobaczę, co robi Anielcia.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |