Strona:Klemens Junosza - Monologi.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

Powiada:
— Kara będzie.
A ja dopiero:
— To — powiadam — tak? To jeżeli dziewka gałgan, słuchu nie zna, po muzykach lata, zielska nie sieka, wody nie nosi, to nic! A gdy gospodyni, stateczna kobieta, matka dzieciom, wdowa godna, przemówi i na drogę dobrą prowadzi — to kara? Rzadko kiedy mówię, bo nie jestem gadatliwa, ale jak mi kto sadła za skórę naleje, to nie zmilczę, żeby tam nie wiem co!
Wszystko powiedziałam, wszystko, co tylko miałam na sercu i na wątrobie. Sędzia i ławnicy słuchali i widać ich wzruszyło, bo zatykali sobie uszy; sędzia dzwonił, jakby na procesyi — a ja nic; rżnę swoje, nie pardonuję! — Co będzie to będzie, choćby się miał świat zapaść, niech raz prawda wyjdzie na wierzch, jak oliwa. Sędzia dzwoni, ja swoje, — podnosi się, ja swoje, i powiadam:
— Prawdę mówię, bo aż się prześwietny sąd podnosi! Mówię, gadam, ale, bez urazy prześwietnego sądu i honoru, to nie mnie się godzi karać za głupi garnek, ale dziewkę wziąść, głowę jej ogolić, smołą oblać i pierzami obsypać, a wyświecić ze wsi i z gminy, żeby miała nauczkę, jak należy starszych ludzi szanować i posłuch znać.