możnego pana takie słowo! Nie! Po pierwszego, jeżeli wypadek, jaki ja miałem, jest taki bardzo prosty interes, to zapytam się: dlaczego moja dawna kobyła nie zawiozła smolarza do nas, ku Wólce, nie zaciągnęła jego w bagna pod Żabimbrodem, albo w jezioro?
Powiada pan, że smolarz nie spał... Ny, gdzie jest na to świadki, że on nie spał? A choćby nawet i byli świadki, to jakim sposobem mogli widzieć, że on nie spał, kiedy była ciemna noc i nie tylko ludzkiego oka, ale nawet całego człowieka nie można było zobaczyć... Teraz pytam się pana, który to żyd w drodze nie śpi? Każdy śpi, bo co ma robić?
Naprzód trochę rachuje, potem trochę myśli, a potem trochę śpi.
I smolarz też spał, tymczasem widzieli go żydki rybaczkowskie, jak jechał do Czarnorudy całkiem żywy i zdrów.
Po drugiego, wielmożnemu panu się zdaje, że koń to jest koń. Pyta się pan: a co jest? Niedość, że po wierzchu on jest koń, że ma wielki łeb, cztery nogi, ogon, ale zgadnij pan dobrodziej, co w nim we środku jest? Powiada pan, że wiadomo, co w koniu jest. Cha! cha! to jest dziwne gadanie, dalibóg! W koniu siedzi ludzka dusza za karę. Pan nie wie? No, to ja panu powiem: były takie dusze, co siedziały
Strona:Klemens Junosza - Monologi.djvu/88
Ta strona została skorygowana.