Strona:Klemens Junosza - Mróz.djvu/3

Ta strona została uwierzytelniona.

To każde jęczy... chwieje się... a śpiewa
Pieśni posępne, grobowe, żałobne...

I obumarły wszystkie — jedno sosna
Została zawsze świeża i zielona.
I tej Mróz nawet groźny nie pokona,
Bowiem w niej jednej mieszka wieczna wiosna,
Silna jak miłość i trwała jak ona.
............

Czyś ty widziało Mróz? moje pacholę,
Czyliś słyszało, jak ten mocarz srogi
Jedzie na wiatrach przez zamarłą rolę,
Jak mu się śniegi ścielą po pod nogi,
A Zawierucha toruje mu drogi?

Czyś ty widziało Mróz? tego olbrzyma,
Co świat przygniata jakoby ołowiem,
Co jednem tchnieniem rzekę w biegu wstrzyma
Co jest jak kamień i litości nie ma?
Nie — nie widziałoś — a więc ci opowiem...

Raz, o północy, Mróz on wyszedł z lasa.
Zawyły wilki od strasznego chłodu,
A on, brat Nędzy, Zarazy i Głodu
Miał długą brodę białą, aż do pasa,
A w niej włos każdy wyrzeźbiony z lodu...

Wzrostem najwyższej dorównał topoli,
Na głowie dźwigał całą górę śniegu,
I szedł ku ludzkim siedzibom powoli,
Krocząc po twardej, skamieniałej roli,
Po wartkich rzekach, zatrzymanych w biegu.