— Już się stało... markotno, to prawda, ale przynajmniej ta pociecha, że macie, na ten przykład, dzieci postanowione.
— Dyć postanowione, jeno co Florek...
— Nie frasujcie się, tatulu, ja też sobie postanowienie duchem zrobię.
— Ożenisz się?
— A juści, czego mam czekać? Albo to mi nie czas?
— I pewnie, — wtrącił Grzędzikowski, — ożenisz się, to się i odmienisz, na ten przykład.
— Albo ja wam zły, co mi odmiany życzycie?
— Zły nie jesteś, mój Florciu, aleś zawdy szelma...
— O, bywają gorsze, choć i starsze, choć niby to i przy kościele służą.
— To ty, na ten przykład, do mnie z gębą wyjechałeś?
— Tak sobie, ni do was, ni nie do was; jeno musi to prawda, co powiadają ludzie, że jak w stół uderzyć, to się nożyce odezwą.
— A bardziej nogi stołowe.
— Ej, panie Onufry, bo możemy się powadzić!
— Wadzi się równy z równym, ale teraz taki czas, że jajko, na ten przykład, chce być mądrzejsze od kury.
Florek, że w gruncie prędki był i zawzięty, podniósł się i prosto ku Grzędzikowskiemu szedł. Pewnie byłaby z tego jaka zła przygoda, bo
Strona:Klemens Junosza - Na chlebie u dzieci.djvu/24
Ta strona została skorygowana.