ny, jak go malują i ludzie nie tacy przewrotni, nie tacy, mości dobrodzieju — o nie! Ten landszaft mi to zawsze powiada.
Jako gospodarz, krzątał się starowina około gości, do jedzenia zachęcał, kieliszki nalewał.
— Z drogi przyjechaliście państwo, mówił — i znów w drogę wam trzeba — a tu czas psi, mości dobrodzieju — w kościele woda w kropielnicy zamarzła, ogrzewajcie się tedy...
Wdowa z dziećmi odjechała do domu, podziękowawszy pierwej za ostatnią przysługę oddaną zmarłemu. Nie mogła tu pozostawać dłużej; za blizko był grób świeży, a krzątanina służby, widok nakrytego stołu, kieliszków i butelek nie licował z nastrojem duszy osierociałych.
Nie zatrzymywano jej też — każdy żegnał ją słowem pociechy, na jakie zdobyć się umiał, lub też milczącem chociaż wymowniejszem może uściśnieniem dłoni.
Uszanowano łzy i pozwolono im płynąć swobodnie.
Pozostali tylko sami obcy. Gawędka cicha z początku, coraz bardziej ożywioną, coraz gwarniejszą się stawała i zwykłym trybem rzeczy, po pochwałach nieszczędzonych zmarłemu, będącemu głównym przedmiotem rozmowy, zaczęto wtrącać coraz to nowe — ale.
Był człek zacny... ale poczciwy bez zaprzeczenia, lecz... wcale niezły gospodarz, tylko... — jednem słowem, że w końcu, kiedy kieliszki gęściej krążyć poczęły, niektórzy już przyszli do przekonania, że nieboszczyk był to wielki safanduła i że bardzo dobrze zrobił, iż umarł, gdyż inaczej cały majątek rozszedłby się w jego rękach!
Najwięcej dowodził niejaki imć pan Judaszewski z Zarwańca. Niezbyt dawno mieszkał on w tych stronach, niewiadomo zkąd przybył i nie lubił o tem wspominać. Był to stary kawaler skąpy a pieniężny, do geszefcików różnych szczególne miał upodobanie, a jak złe języki twierdziły, to nawet podobno z Lejbusiem był w spółce i pod jego firmą lichwą się trudnił.
Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/13
Ta strona została skorygowana.