Strona:Klemens Junosza - Na ojcowskim zagonie.djvu/14

Ta strona została skorygowana.

W obejściu odznaczał się wielką uprzejmością; uniżony, pokorny względem każdego, należał do tej kategoryi ludzi, co to, jak o nich mówią, potrafią z bliźniego serce wydobyć i ani kropelki krwi przy tej operacyi nie wytoczyć.
— Boże wielki! mówił, przewracając oczyma, jakaż fatalna przyszłość czeka tę śliczną pannę Zofiję! któż ją zechce? panienka biedna, bez posagu. Są jednak ludzie nieoględni... Świętej pamięci nieboszczyk, człowiek zacności wielkiej, kochałem go i czciłem osobiście — ale w rachunkach nie był nigdy biegłym. Na przyszłość nie zdawał się wiele uważać...
— Jakto? — spytał jeden z sąsiadów — więc pan uważasz, że stan interesów jest tak groźny?
— Ja właściwie nic nie uważam. Ach Boże! czyż to się nawet godzi uważać i podpatrywać tajemnice sąsiedzkie!? Ale przypadkowo, tak w ogólnej rozmowie Lejbuś mi coś szepnął i od Jankla słyszałem także, że się koniec z końcem nie wiązał — ale nie moja to rzecz, ot, tak tylko przy okazyi się rzekło.
— Toż nie sekret, że mu było ciężko po tem wszystkiem co przeszedł — a edukacyja trojga dzieci, to bagatela może?
— Prześlicznie szanowny sąsiadeczek dobrodziej motywuje te rzeczy, rzekł Judaszewski, edukacyja! mój Boże, jaka ta prześliczna rzecz! co to za pyszny wynalazek! człowiek z edukacyją ma otwarte pole... ale cudze panie dobrodzieju, cudze tylko; własnego grunciku, takiego co się pszeniczka na nim rodzi, buraczek, rzepaczek, a choćby tylko żytko i owiesek, edukacyja nie da, jak poważam szanownego pana mojego, nieda... ani jednego zagonka, jak chrze-